Bracia rodacy, sąsiedzi mili, łapta się za portfele i
kieszenie - oto hen, gdzieś miedzy
tropikami Karaibów a chłodami Ziemi Ognistej czy innej Patagonii, miłościwie
nam panujący Marek Woźniak, Marszałek Województwa Wielkopolskiego wraz z
doborową świtą zbierać zamierza doświadczenia i kontakty, coby i nam, na
naszym poletku, żyło się lepiej. http://epoznan.pl/news-news-65249-Drogi_wyjazd_urzednikow_do_Ameryki_Poludniowej._Jakie_przyniesie_korzysci_….
Ekspedycja ta, jak słyszymy, kosztować ma marne jakieś tam
74 tysiące. Nie sarkajmy jednak, wszak dobra wycieczka musi kosztować. A
wojewódzka władza rządzi nami gospodarnie, każdą złotówkę oglądając pod
światło, do tego stopnia dokładnie, że niedawno, aby było taniej w Kolejach
Wielkopolskich (spółce samorządu wojewódzkiego), postanowiła wywalić z pracy sporą gromadę konduktorów. Jak się mają sprawy bezpieczeństwa
i wydumane oszczędności, o tym się pomyśli kiedy indziej.
Z wielką uwagą i zatroskaniem przyglądam się poczynaniom
naszego wojewódzkiego samorządu, bośmy tu przecież nawiązali arcyciekawe
kontakty. Dyrektor Jerzy Kriger z Departamentu Transportu Urzędu Wojewódzkiego,
który w grudniu pozbawił nas ( pasażerów korzystających ze stacji PKP Promno i
Ligowiec) półtora tuzina połączeń, okazuje się twardzielem, i to niezłomnym, bo
w nowym rozkładzie jazdy od 12 marca swą oburzającą dla nas decyzję podtrzymał.
Chwilowo pozostaje wiara i pociecha, że dyrektorem lub marszałkiem się bywa czasami, a wyborcą pozostaje do końca
życia.
Od początku tego roku składaliśmy podpisy pod pismem
protestacyjnym w tej sprawie, w sklepach sołectwa Borowo-Młyn. W sprawę włączyła
się nasza sołtys Barbara Widelicka; zebrała listy i złożyła pismo w urzędzie. Znając
jednak akcje protestacyjne dotyczące kurników w Kołatce i Bocińcu, wiemy, że
nic tak dobrze nie działa na urzędników, jak lawina indywidualnych pism.
Kolędowałam więc jeszcze w lutym, w miłym towarzystwie Agnieszki Danielewicz z
Borowo- Młyna, pukając do sąsiedzkich drzwi, co zaowocowało górką listów
protestacyjnych z podpisami. Pierwszą porcję naszych protestów złożyłyśmy w
UMiG Pobiedziska, skąd ze wsparciem naszej burmistrz Doroty Nowackiej
wyekspediowane zostały do wyżej wymienionego Departamentu Transportu (zdjęcie). Dzisiejsza niedziela to równie
owocna wycieczka w tym samym składzie (choć przez dłuższą chwilę towarzyszył
nam sąsiad Bogusław Gielo z Promno Stacji, co bardzo ułatwiło zadanie). Mamy następną pokaźną porcję
imiennych protestów, które przekażemy Marszałkowi Woźniakowi z nadzieją, że w wolnej
chwili między kolejnymi wypadami na antypody, zechce zainteresować się czy i
tu, o rzut beretem od jego gabinetu, działa jeszcze jakakolwiek komunikacja
podmiejska.
Nam na łączności z pierwszą stolicą Polski i stolicą
Wielkopolski bardzo zależy. Nie marzymy o linii Promno - Chile i Argentyna. Jak
widać, mamy skromne plany. Planujemy więc z Agnieszką Danielewicz kolejne
eskapady po kolejne podpisy, nie bacząc na koszty - wszak dobra wycieczka musi
kosztować...