niedziela, 26 listopada 2017

Podwyżka w specjalnym pojemniku

A gdy już wystrzelą ostatnie korki szampana i ucichną sylwestrowe fajerwerki, dotrze do nas wieść, że znów do portfela sięgnąć trzeba, a to za sprawą nowych decyzji Związku Międzygminnego Gospodarka Odpadami Aglomeracji Poznańskiej. Po 1 stycznia 2018 r. dostarczane przez GOAP brązowe worki na odpady „zielone” przechodzą bowiem do historii. Do tego czasu - własny koszt - musimy się zaopatrzyć w specjalny pojemnik, który pomieścić ma także dokładnie wyszczególnione tzw. odpady „bio”: trawę, liście, rozdrobnione gałęzie, pozostałości roślinne, kwiaty, resztki kwiatów ciętych i doniczkowych, resztki żywności (bez mięsa), obierki z owoców i warzyw, przeterminowane owoce i warzywa, skorupki jaj, fusy po kawie i herbacie. Pojemnik musi spełniać wymyślne normy, mieć precyzyjnie określoną wentylację, ruszt do „odcieków”, miejsce na chipa, i Bóg wie jakie jeszcze bajery.
Gdy już, przymuszeni, szarpniemy się na takie atestowane cacko, opróżnią je nam raz na 2 tygodnie, a komu to nie wystarczy (bo już widzę jak pomieścimy tam gałęzie i liście po jesiennym grabieniu) - niech martwi się sam. No i niech płaci, jak do tej pory. Poczytać o tym można na stronie www.goap.org.pl
Bo podwyżek cennika śmieciowy związek chwilowo nie wprowadza. Przed samorządowymi wyborami wolą metodę „na pojemnik”. Z nadzieją, że łatwiej to przełkniemy.

środa, 15 listopada 2017

Dla mnie to skok

Trzy lata temu w artykuliku pt. „Czego nie dowiemy się od burmistrza Podsady?” pokazałam Państwu jak, na tle innych gmin, wypadają nasze Pobiedziska w Rankingu Zrównoważonego Rozwoju Jednostek Samorządu Terytorialnego. Wyszło, że kiepsko.
A ranking ten, przygotowywany corocznie, począwszy od 2003, pod kierownictwem prof. Eugeniusza Sobczaka z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej pozwala na obiektywną ocenę poszczególnych gmin w oparciu o dane Głównego Urzędu Statystycznego.
Punktacji podlegają następujące kryteria:
  • wydatki majątkowe inwestycyjne na 1 mieszkańca
  • odsetek wydatków majątkowych inwestycyjnych w budżecie
  • wydatki na transport i łączność na 1 mieszkańca
  • odsetek wydatków na transport i łączność w budżecie
  • odsetek dochodów własnych w budżecie
  • liczba osób pracujących na 1000 mieszkańców
  • liczba osób bezrobotnych na 1000 mieszkańców
  • liczba podmiotów gospodarczych na 1000 mieszkańców
  • napływ ludności na 1000 mieszkańców
  • odpływ ludności na 1000 mieszkańców
  • liczba absolwentów szkół ponadgimnazjalnych na 1000 mieszkańców
  • liczba komputerów z dostępem do internetu w szkołach na 1000 mieszkańców
  • odsetek radnych z wyższym wykształceniem
  • odsetek mieszkańców objętych usługami wodociągowymi
  • odsetek mieszkańców objętych usługami kanalizacji ścieków
  • odsetek mieszkańców objętych usługami oczyszczalni ścieków
Za rok 2014 – ostatni rok rządów poprzedniego burmistrza – zajęliśmy raptem 208. miejsce pośród 608 gmin miejsko-wiejskich. I nic dziwnego, że ówczesna władza wolała o tym milczeć.
A obecna, dziś? Też milczy, choć według mnie chyba tylko skromnością powodowana. A miałaby się czym pochwalić. W ogłoszonym dopiero co (6 listopada w Sali Kolumnowej Sejmu RP) tegorocznym rankingu Pobiedziska sklasyfikowano na miejscu 129. pośród 616 gmin miejsko-wiejskich. Co to znaczy? Ano nic innego jak ruch w górę, aż o 79 pozycji. W ciągu 3 lat. Dla mnie to skok. Tak trzymać! Wrócimy do niego za rok.
 

niedziela, 7 maja 2017

Po tamtej stronie lasu


 Od lewej: Katarzyna Frąckiewicz, Antoni Kobza, Karolina Wolińska, Marek Wiedemann.

Ludzie po tamtej stronie lasu, są tacy sami jak my – hasło z baśni Natalii Gałczyńskiej pt. "Agnieszka - skrawek nieba" przypomina, że wiele zależy od naszego nastawienia do inności, odmienności i obcych.
Jedno z najnowszych badań opinii społecznej pokazuje, że bardziej niż ubóstwa i utraty pracy, Polacy boją się terroryzmu i uchodźców. Opowieści budzące strach przed uchodźcami znamy doskonale, podobnie jak okrutne stawianie znaku równości między terrorystą a uchodźcą.

Nie będę komentować badań, są od tego uczeni socjologowie. Ja tylko dumam o tym, co nas, ludzi różni, dzieli, łączy i jak wiele uprzedzeniami można zniszczyć. Rozmyślam często o wielokulturowości, o pamięci, o cmentarzach, o naszej kolorowej historii.
Hegemonia jednej religii, podobne zachowania, podobne przekonania, milczące porozumienie, to smuta i biel w pejzażu. To rzeczywistość senna, zmuszająca wszystkich do podobnych rytuałów, tych samych zajęć w tych samych porach. Atmosfera jak w miasteczku z filmu "Czekolada" (w reżyserii Lasse Hallstrome), w którym odmienność bohaterki i przybycie "piratów" stanowiło nie lada wyzwanie dla zwolenników utrwalonego porządku.

A jednak nie tak drzewiej bywało – wracam do sedna. Mówi o tym wspomnienie o żydowskiej diasporze, pojedyncze macewy ukryte w zamkniętych cmentarzach, zdewastowane, rozpadające się ewangelickie groby w miejscach, które wyglądają jak silva rerum.

Cmentarze

One nas lubią, te samotne cmentarze, one, które są z nami tak bardzo, że nieledwie tkwią w środku nas. Paradoks odwracalny, bo może to my w nich tkwimy. (H.Poświatowska).
Tkwimy w cmentarzach i przeszłości. Nie da się żyć tu i teraz z amputowaną pamięcią. Czyż nasza pamięć nie jest właśnie takim wielkim cmentarzyskiem? Jak ogród nieplewiony, pamięć porośnięta chaszczami, chwastem, pnączem, lilakami wczepionymi w mogiły tak bardzo, że zrośnięte.
Życie i śmierć, odwieczny fenomen, pamięć o tych, co kiedyś tu i tam roześmiani tkwili, o tych, co tworzyli miejsca dziś przez nas widziane jako zrąb domu czy kawałek bramy wjazdowej... Kim byli Ci, którzy sadzili te żonkile, w środku lasu tkwiące jak wielki znak zapytania?
Cmentarze są jak wielkie znaki zapytania. Zdewastowane, nieistniejące, połać ziemi bez symbolu.... O tych miejscach myślę zwłaszcza. 

Z pamięcią jest jak z cmentarzem. Cmentarz nieplewiony, porosły chaszczami staje się dla niektórych niewidoczny, umownie nazywany np. "laskiem". Dla innych urasta do rangi symbolu, ocalenia historii, ocalenia przed zapaścią. Nie pozwólmy zarosnąć pamięci lub, co gorsze, na podorędziu mieć wydarzenia wygodne i zadowalające. Bolesna pamięć nie może być zamiatana pod dywan, lekceważona, pomijana wzrokiem. Z pamięcią , także tą trudną, z której nie jesteśmy dumni, trzeba się zżyć lub co najmniej oswoić.

"Gdzie mogiły z tamtych lat? " za Marleną Dietrich pyta retorycznie Sława Przybylska, i wiem, że jej pytanie słyszy wcale nie taka mała część naszego społeczeństwa. Gdzie są ludzie z tamtych lat? - pytamy i myślimy o sztafecie pokoleń.
Polska jak długa i szeroka zawsze była kolorowa i wielokulturowa. Swarzędz - miasto bogate, dynamiczne, przemysłowe, rzemieślnicze, przyciągało i przyciąga przybyszów spoza granic. Obecnie pracuje w nim wielu mieszkańców Ukrainy.

Konferencja

Swarzędz - miasto św. Józefa, patrona stolarzy, ma swoją równie bogatą historię... trzy kultury budowały miejsce, w którym każdego dnia przebywam.
Sesja wykładowa w Zespole Szkół nr 1 (moim miejscu pracy), wpisuje się w obchody 380. rocznicy lokacji Swarzędza. "Wielokulturowść Swarzędza i ziemi poznańskiej" to tytuł uroczystej konferencji, nad którą patronat honorowy objęli burmistrz Swarzędza, Marian Szkudlarek i starosta Jan Grabkowski. Jednym z prelegentów był Antoni Kobza, historyk-pasjonat, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Swarzędzkiej, przypominający o wielokulturowej historii Swarzędza.
Bo pamięć trzeba utrwalać.
Marek Edelman mówił że najważniejsze w życiu jest samo życie. Potem wolność. I pamięć. Niektórzy żyją po to, by pamiętać. Co by było bez ich opowieści o świecie widzianym z perspektywy dziecka? Przechowują skrzętnie to co piękne, bolesne,ważne. Pamięć o świecie narasta zdarzeniami i potem widzimy coś przez stos kliszy. Inaczej niż w rzeczywiście było.

Napływowi

Ci którzy przybywają, wiążą się z pracą, ludźmi, mieszkają, i współtworzą. Mówiąc obcesowo – płacą podatki i wyrabiają PKB.
Współorganizatorzy konferencji wcale nie są ze Swarzędza. Prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Swarzędzkiej, Antoni Kobza jest Ślązakiem, Marek Wiedemann – to krotoszynianin, Katarzyna Frąckiewicz - urodziła się i spędziła młodość w podlaskich Siematyczach, zaś ja jestem z Kaszub. Wielkopolska to region, w którym żyjemy i który pokochaliśmy.

"Ludzie po tamtej stronie lasu, są tacy sami jak my" – niech są, niech wnoszą nowe, niech barwią nasze życie. Podejmuj gościa! Nie wolno nam zapomnieć, że historia Polski jest historią emigracji, gościnności i wielokulturowości. 

 

wtorek, 14 lutego 2017

Komu, komu Walenty?

Jestem przekonana, że każdemu. Pięknym dwudziestoletnim, trzydziestolatkom w sile wieku, szpetnym czterdziestoletnim, pięćdziesięcioletnim, którym noga do tańca się rwie, a i sześćdziesięcioletnim szukającym wiatru w dąbrowie. I tak dalej.
Bo walentynki to coś jakby Święto  Pluszowego Misia, trochę jak Dzień Kobiet  - lepiej się do siebie uśmiechamy.  I nie trzeba ulegać sugestiom marketingowych rekinów, że wbijać się trzeba we wściekłe czerwone paski i koronki. Sprzedają nam wyuzdanie, nazywają  miłością, innymi słowy - próbują stare wróble nabrać na plewy. Zachwyca przecież  TO spojrzenie, TO słowo.  Od tego się zaczyna miłość. TO poezja proszę Państwa.  Nie dajmy się nabrać.

Pokochałem ciebie w noc błękitną,
w noc grającą, w noc bezkresną.
Jak od lamp, od serc było widno,
gdyś westchnęła, kiedym westchnął.

Myślę o wszystkich, których wielkie miłości ominęły, przeminęły z wiatrem albo są gdzieś głęboko pod skorupą pochowane. Myślę o tych, których na co dzień spotykam -  o pani Mirce, która zawsze wybiera dla mnie wypieczone drożdżówki i z zagadkowym uśmiechem podgłaśnia  radio, kiedy Białe Latawce się rozpływają. Popłyniemy białym latawcem On przyrzeka ona mu wierzy /Będę twoim nadwornym krawcem /Centymetrem miłość wymierzę. Myślę o tej pani, która w okienku „listy paczki wpłaty wypłaty” z westchnieniem podaje mi pocztę  gorzko się uśmiechając i o tej, która z służbowym dzień dobry i równie służbowym uśmiechem w Sądzie Rejonowym w Gnieźnie taszczy dokumenty -  a oczy ma jak dwa błękity. I o tej która jest zamężna, on jest urzędnik/Ani za biedni, ani za piękni/Ma na poczcie pracę w Nakle/Zmierzch zapada tu zbyt nagle/Ma tu  świetlicę, szachy i bilard/Tylko tak myśli, że cała mija.  
Tyle rozstań. Tyle smutków. Mężczyźni poirytowani lub znużeni w ciągłej walce o byt, ustawicznie lękając się, że nowe oczekiwanie zza węgła wychynie  -  biegną za księżycem w dal na łowy. Myślę dziś o smutnych i zamyślonych, na których zerkam ciekawie, kiedy tkwimy sobie na czerwonym świetle - każdy we własnym aucie. Co mu tam w duszy gra?  Myślę o tych czterdziestoletnich,  którzy po ideach i po babach  - dawno rozwiedzeni  z dokumentem lub jeszcze bez. Myślę o tych, którzy słyszą: Nie paliłeś dawniej tyle co dziś. Zapałka ci drży, nielekko nam iść.  Czasem spoglądam na pewnego  siebie, uśmiechniętego i z promiennym spojrzeniem My,  mamy mocne zdrowie jak skaut. Nie czeka nas głód, nie grozi nam aut.
Wszystkim nam, którzy trochę się boją walentynek – bo co właściwie z nimi zrobić – mówię Kupmy sobie dobre, stare, mocne wino/I śpiewajmy, nie zmieniając serca w bliznę. A może niech wezmą do ręki wiersz?  Ja polecam Mistrza Konstantego.
Czytam sobie starego Mistrza i widzę, że pan Maciej to moje rzęsy i loki. A ja to rewolta i gęsta mgła.  Tak dobrze, panie Macieju, żeś mi się pan znalazł.





niedziela, 22 stycznia 2017

„Narodzie, jeb się!” ???

I tak, Szanowni Państwo, Olka Fredrę wywołano do tablicy, przepytano z historii, poddano analizie jego utwory. Wyjęto go z szuflady i przeniesiono w naszą współczesność. I tak dla niektórych (tych z dystansem do siebie i świata) jest aktualny i odpowiedni, zaś dla innych jest prześmiewcą nieszanującym narodowych wartości. Wszystko to, proszę Państwa, w fantastycznym spektaklu „Patron” w reżyserii Łukasza Gajdzisa, według scenariusza Marii Spiss. Teatr w Gnieźnie się kłania.
Tak, tak, wiemy, wiemy, że Aleksander Fredro to literacki odmieniec swojej epoki. W spektaklu wyeksponowano, mocną kreską zaznaczono odrębność twórcy w kontekście epoki: Ty się Olek z prawdą mijasz. Znany historycznoliteracki kontekst narodowowyzwoleńczy powraca w kwestiach Seweryna Goszczyńskiego, obecnie zapomnianego, mało znanego poety romantycznego. Przekonuje Fredrę, że naród trzeba scalać w mitologii narodowej, w przekonaniu, że łączy nas duch dziejów, duch narodu, tajemnicza siła drzemiąca we wspólnej narodowej historii: Duch w przeszłości siedzi, wszystko to ma być ojczystości podporządkowane. Zarzuca hrabiemu, że odrzuca polskość w romantycznej obudowie ducha narodu. Naród jest jeden, ale niepodzielny – nieśmiało dopowiada Wincenty Pol i dodaje: twoje salony, to jakby polskie salony są, na co Goszczyński odparowuje: Co ty, Wicek, pierdolisz?
Tymczasem hrabia, niepokorny i krnąbrny „a właśnie, że na ukos” polemikę próbuje żartem rozbroić, dzielnie znosi krytykę, że pornografię pisze, że śmieje się, gdy płakać i cierpieć trzeba. Broni się przed zarzutami „prawdziwych” Polaków – Goszczyńskiego i Pola, tłumacząc, że prawdę widzi w ludziach - w idealistach, którzy stają się cynikami, w sielance zakochanych, którzy w małżeństwie obrzucają się błotem i są dla siebie udręką. W kłamstewkach, obłudzie, marzeniach, nadziejach, tęsknotach i tak dalej. Uniwersalnie i niestrudzenie proszę Państwa, szuka prawdy o człowieku. Czy ty wiesz, co znaczy prawdziwy, wściekły Polak – pyta retorycznie żona hrabiego Aleksandra, i dodaje, że dla świętego spokoju trzeba coś o cierpieniu i Polsce napisać.
Ładnie to, proszę Państwa, podane, w nowoczesnej formie, na scenie obrotowej, uwspółcześnione, awangardowe. Zlepek scen, których osią kompozycyjną jest biografia mistrza Fredry, wszystko to w rytmie ostrej drażniącej muzyki, bo romantyczne kompozycje mistrza irytują. Fredro widziany jest oczami mu współczesnych jako lewak, Żyd, Ukrainiec, popierdółka, (a może i pedał), bo nie poddaje się dyktatowi literatury i sztuki z misją narodową. Na samym końcu pewna Pani w garsonce i z broszką, plecie trzy po trzy coś misji, o zawojowaniu Europy, o powinnościach, o wielkości Polski – wszystko to kosztem narodu, rzecz jasna – i wykrzykuje jak na wiecu robotniczym: narodzie, jeb się!
Sny o potędze wracają jak bumerang, historyczne kompleksy uderzają w nasze codzienne życie, mitologia narodowa nas przerasta, a Fredro się śmieje. Dlaczego ja o tym na poletku, co niby gminnym blogiem być miało? A dlatego, że dzielą nas, mówią, że kto nie z nami, ten przeciw nam, plotą coś o gorszym sorcie i zakamuflowanej opcji niemieckiej, i że w interesie innego państwa występujemy. Ideologom zawsze będę mówić: nie. I zawsze będę mówić „nie”, gdy polityka dzieli rodziny i przyjaciół. Dlatego się cieszę, że blisko nas, bo raptem 25 km od Gorzkiego Pola, w samym centrum Gniezna, też tak mówią.