niedziela, 22 stycznia 2017

„Narodzie, jeb się!” ???

I tak, Szanowni Państwo, Olka Fredrę wywołano do tablicy, przepytano z historii, poddano analizie jego utwory. Wyjęto go z szuflady i przeniesiono w naszą współczesność. I tak dla niektórych (tych z dystansem do siebie i świata) jest aktualny i odpowiedni, zaś dla innych jest prześmiewcą nieszanującym narodowych wartości. Wszystko to, proszę Państwa, w fantastycznym spektaklu „Patron” w reżyserii Łukasza Gajdzisa, według scenariusza Marii Spiss. Teatr w Gnieźnie się kłania.
Tak, tak, wiemy, wiemy, że Aleksander Fredro to literacki odmieniec swojej epoki. W spektaklu wyeksponowano, mocną kreską zaznaczono odrębność twórcy w kontekście epoki: Ty się Olek z prawdą mijasz. Znany historycznoliteracki kontekst narodowowyzwoleńczy powraca w kwestiach Seweryna Goszczyńskiego, obecnie zapomnianego, mało znanego poety romantycznego. Przekonuje Fredrę, że naród trzeba scalać w mitologii narodowej, w przekonaniu, że łączy nas duch dziejów, duch narodu, tajemnicza siła drzemiąca we wspólnej narodowej historii: Duch w przeszłości siedzi, wszystko to ma być ojczystości podporządkowane. Zarzuca hrabiemu, że odrzuca polskość w romantycznej obudowie ducha narodu. Naród jest jeden, ale niepodzielny – nieśmiało dopowiada Wincenty Pol i dodaje: twoje salony, to jakby polskie salony są, na co Goszczyński odparowuje: Co ty, Wicek, pierdolisz?
Tymczasem hrabia, niepokorny i krnąbrny „a właśnie, że na ukos” polemikę próbuje żartem rozbroić, dzielnie znosi krytykę, że pornografię pisze, że śmieje się, gdy płakać i cierpieć trzeba. Broni się przed zarzutami „prawdziwych” Polaków – Goszczyńskiego i Pola, tłumacząc, że prawdę widzi w ludziach - w idealistach, którzy stają się cynikami, w sielance zakochanych, którzy w małżeństwie obrzucają się błotem i są dla siebie udręką. W kłamstewkach, obłudzie, marzeniach, nadziejach, tęsknotach i tak dalej. Uniwersalnie i niestrudzenie proszę Państwa, szuka prawdy o człowieku. Czy ty wiesz, co znaczy prawdziwy, wściekły Polak – pyta retorycznie żona hrabiego Aleksandra, i dodaje, że dla świętego spokoju trzeba coś o cierpieniu i Polsce napisać.
Ładnie to, proszę Państwa, podane, w nowoczesnej formie, na scenie obrotowej, uwspółcześnione, awangardowe. Zlepek scen, których osią kompozycyjną jest biografia mistrza Fredry, wszystko to w rytmie ostrej drażniącej muzyki, bo romantyczne kompozycje mistrza irytują. Fredro widziany jest oczami mu współczesnych jako lewak, Żyd, Ukrainiec, popierdółka, (a może i pedał), bo nie poddaje się dyktatowi literatury i sztuki z misją narodową. Na samym końcu pewna Pani w garsonce i z broszką, plecie trzy po trzy coś misji, o zawojowaniu Europy, o powinnościach, o wielkości Polski – wszystko to kosztem narodu, rzecz jasna – i wykrzykuje jak na wiecu robotniczym: narodzie, jeb się!
Sny o potędze wracają jak bumerang, historyczne kompleksy uderzają w nasze codzienne życie, mitologia narodowa nas przerasta, a Fredro się śmieje. Dlaczego ja o tym na poletku, co niby gminnym blogiem być miało? A dlatego, że dzielą nas, mówią, że kto nie z nami, ten przeciw nam, plotą coś o gorszym sorcie i zakamuflowanej opcji niemieckiej, i że w interesie innego państwa występujemy. Ideologom zawsze będę mówić: nie. I zawsze będę mówić „nie”, gdy polityka dzieli rodziny i przyjaciół. Dlatego się cieszę, że blisko nas, bo raptem 25 km od Gorzkiego Pola, w samym centrum Gniezna, też tak mówią.