Dziś będzie, może jeszcze nie miło, ale konstruktywnie, bo jałowe krytykanctwo mi tu różni anonimowi w komentarzach zarzucają…
A więc dawno temu, za PRL-u, krążył dowcip o robotniku z fabryki, powiedzmy, maszynek do mięsa: roztrzęsiony chłopina skarżył się wciąż, że on bardzo lubi części do maszynek produkować, ale co próbuje je złożyć do kupy, to wychodzi mu karabin maszynowy. Rozumiem go coraz lepiej, bo ze mną podobnie: co wyprawię się z koszykiem na grzyby, to wracam z workiem pełnym śmieci.
Tak się porobiło, żeśmy z mężem i sąsiadami ani się obejrzawszy, prywatny zakład oczyszczania założyli. Po prostu przeszkadzają nam – śmieci w lesie i wzdłuż drogi. I zbieranie grzybów schodzi na dalszy plan. Robota to syzyfowa. Niewdzięczna i obrzydliwa po prostu. Ale jeszcze bardziej obrzydliwy jest spacer po śmietniku, który mógłby być pięknym lasem. Skąd w nim te śmieci? Butelki, puszki, fragmenty telewizora czy innych sprzętów AGD. Tu dobra wiadomość – głowę daję, że nie zawlókł ich tu żaden burmistrz czy inny radny, których mamy od nowa wybrać. To niektórzy z nas. I strasznie to przykre. Gdy zastanawiam się, czy jest jakiś sposób na to by las pozostał lasem a śmietnik śmietnikiem, trochę ręce mi opadają. Kamer wszędzie nie zainstalujesz, a śmieciarza za rękę złapiesz może co setnego. A więc edukacja od kołyski, podnoszenie kultury itd. To konieczne. Z drugiej strony - jak tu edukować taką dziatwę, gdy w całej wsi może ze dwa kosze na śmieci się znajdą. Ma taki berbeć czy amator piwa biegać po okolicy z pustą puszką i kartonikiem po soku? Jak u Bareji w filmie: „Taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras we Wrocławiu”. A więc kosze na śmieci, kosze i jeszcze raz kosze!
Spotkałam się niedawno ze zdumiewającą opinią urzędowej osoby, że jak będą kosze, to do nich śmieci z domu naród wyrzucać będzie. Czyli nie warto. Rozumowanie z gatunku tych, że nie ma sensu myć nóg, bo i tak się znowu pobrudzą…
Mowa tu o cywilizacyjnym elementarzu. Zacznijmy od siebie, jeśli trzeba, sprzątajmy wytrwale – po innych, skoro taki mus, i żądajmy od gminnej władzy by pomogła rozwiązywać i takie problemy. Tu naprawdę nie trzeba wielkich wydatków, ale chęci. Wyobraźmy sobie jak wyglądałaby plaża nad Jeziorem Dębiniec, gdyby nie postawiony obok potężny kontener na śmieci… Potrzebne są po wsiach te kosze jak jasna cholera, a opróżniać je mogą – to taki nieśmiały postulat - panowie z Zakładu Komunalnego przy okazji wywozu śmieci z naszych posesji.
Nie zdziwi mnie, jeśli usłyszę, że i tego nie da się załatwić. Ufam jednak, że się da. Tak samo, jak nic nie zmieni mojego przekonania, że jednak warto myć nogi.