czwartek, 27 listopada 2014

Czysta wariacja ta demokracja



Wypisuję tu różne dyrdymały, różni to czytają i stronniczość oraz plucie jadem mi zarzucają. Żeby o Naszym Poletku było choć raz obiektywnie i z boku, już 1 kwietnia poprosiłam znanego felietonistę z poczytnego tygodnika opinii, aby wreszcie pochylił się nad naszymi gminnymi sprawami. No i stało się - po długim oczekiwaniu nadeszła korespondencja z Warszawy.
Poczytajmy:

Burmistrz Michał Podsada (vel „Rozwój i Nowoczesność”) pochwalił się właśnie kolejnym sukcesem – poparciem, jakiego udzielił mu zastępca Ireneusz Antkowiak. Wyborcy długo czekali na ten doniosły moment, który przesądzić może o losach kampanii wyborczej i dalszej karierze burmistrza Podsady.
Pan Antkowiak wcześniej skrywał swe preferencje. Chodziły wręcz niepokojące słuchy, że nie popiera pryncypała, a nawet siebie samego. Na szczęście sprawa się wyjaśniła i wiceburmistrz na chwilę przed drugą turą wyborów wyłożył kawę na ławę. Dodaje to otuchy, bo teraz mamy pewność, że obaj panowie od sukcesu do sukcesu kroczą ręka w rękę, w zgodnym duecie, i mogą na siebie liczyć nawet w największych opałach.
„Jest pracowity, uczciwy i nigdy mnie nie zawiódł” – pisze wice o swoim szefie, i tej pewności możemy mu zazdrościć. Któż z nas nie marzy o szefie, który go nigdy nie zawiódł? Uderza przy tym skromność pana Antkowiaka, który słowem nie wspomina o własnej niezawodności, pracowitości i uczciwości.
Jest jednak nadzieja, że lada dzień pan Podsada zrewanżuje się swojemu zastępcy i nie omieszka zapewnić, że jemu również trafił się współpracownik niezawodny, pracowity i uczciwy. Byłoby to logiczne i pożądane, gdyż wyborcy mogli na chwilę poczuć pewien  niedosyt.
Zdezorientowanych uspokoić powinno, że ostatnio burmistrza Podsadę stanowczo poparł nie tylko Ireneusz Antkowiak, ale i sam burmistrz Podsada, co dobrze rokuje przed drugą turą.  Wspomniana dezorientacja mogła być tym większa, że pani Dorota Nowacka (a wcześniej pan Maciej Sytek) również wpadli na to, by zapewnić o swojej pracowitości i uczciwości. Jeśli Nowacka nie powtórzy tego natychmiast, może się zdarzyć, że poręczy za nią uczynny Antkowiak. Co byłoby w pewnym sensie kłopotliwe, bo pani Nowacka, w przeciwieństwie do pana Podsady, może panu Antkowiakowi sprawić zawód.



środa, 26 listopada 2014

Z zupełnie innej beczki


Posłuchacie, proszę:

Na Jaromira Nohavicę wpadłam przypadkiem, w kinie. W znakomitym filmie „Rok diabła” Petra Zelenki jako niepijący alkoholik wykładał swą „Nohavicową teorię góry alkoholowej”, ale przede wszystkim pięknie śpiewał akompaniując sobie gitarą i akordeonem.

Jest Czechem, ale dobrze mówi po polsku, wszak – urodzony w Ostrawie – dłuższy czas pracował w czeskim Cieszynie. Niezwykle popularny w ojczyźnie, ma wiernych fanów i u nas. Parę razy w roku przyjeżdża do Polski na kameralne koncerty, bywa i w Poznaniu. Polecam.
Nie jest to twórczość dla każdego. Jak dla mnie – objawienie. Mam już chyba wszystkie jego płyty, a kawałek, który przywołałam na początku pochodzi ze zbioru „Prażska palena”, udostępnionego przez Jarka na stronie www.nohavica.cz. Każdy może pobrać i tę płytę sobie wypalić…

Dlaczego akurat Nohavicowy utwór „Panie prezydencie” chodzi mi po głowie? Rzecz jasna luźne skojarzenia są polityczno-wyborcze, bardzo niejednoznaczne. Jak to w poezji. Dla mnie jest to po prostu zapis myśli zwykłego, zagubionego i bezradnego  człowieka. A dla Państwa?
Oto polskie tłumaczenie p. Jacka Lewińskiego:

Panie Prezydencie
Panie Prezydencie przez naród wybrany
Pisze skargę bo przez moje dzieci czuję się zapomniany
Mówię o synu Karlu i młodszej córce Ewie
Rok już nie przyjeżdżali nawet nie pisali co mam robić nie wiem

Niech mnie Pan zrozumie
Pan przecież wczuć się umie
Pan może to naprawić Pan się za mną wstawi
Mnie tak nie zostawi
Czy ja chcę zbyt wiele
Szczęścia kąsek mały
Czyśmy po to walczyli by nasze marzenia
Teraz się rozwiały

Panie Prezydencie skargę też dodaję
Że znów podrożały piwo jogurty parówki i tramwaje
I znaczki pocztowe notesy kolorowe
Nawet cielęcina trudno to wytrzymać – jak mam się utrzymać

Niech mi Pan pomoże
Pan przecież wszystko może
Pan wszystko załatwi Panu przecież łatwiej
Dość mam upokorzeń
Przecież ja chcę tylko
Szczęścia odrobiny
Ja was popierałem lecz zawsze myślałem
Że o to walczymy

Panie Prezydencie mojej republiki
A na dodatek właśnie dzisiaj zwolnili mnie z fabryki
Całych lat trzydzieści wszystko cacy było
Przyszli nowi młodzi jak zaczęli rządzić wszystko się skończyło

Niech mi Pan pomoże
Pan przecież wszystko może
Pan wszystko załatwi Panu przecież łatwiej
Dość mam upokorzeń
Przecież ja chcę tylko
Szczęścia odrobiny
Też się narażałem lecz zawsze myślałem
Że o to walczymy

Panie Prezydencie gdyby Agnieszka żyła
Za ten list co tu piszę to normalnie chyba by mnie zabiła
Rzekłaby Jarku przestań tak mu zawracać głowę
On ma ważną robotę dba o kraj Europę
I sprawy światowe

Ale Pan mnie zrozumie
Pan przecież wczuć się umie
Pan może to naprawić Pan się za mną wstawi
Mnie tak nie zostawi
Czy ja chcę zbyt wiele
Szczęścia kąsek mały
Czyśmy po to walczyli by nasze marzenia
Teraz się rozwiały

Panie Prezydencie ……..


A jeśli  komuś się spodobało, proponuję jeszcze „Gwiazdę”. Nohavica śpiewa ją po polsku, a wydał na płycie „Doma” z 2006 roku. Oto ten kawałek:
https://www.youtube.com/watch?v=avqDe5wNU_w
...i jego tekst poniżej:
GWIAZDA

Leżała w błocie gwiazda
pięcioramienna goła
widocznie komuś spadła
z ramienia albo z czoła
ot ktoś się rozstał z gwiazdą
nie zauważył tego
tak jest z miłością każdą
dotyczy to wszystkiego

Spojrzałem w kosmos w górę
i zobaczyłem w niebie dziurę
tak cię ukarał Bóg
za to żeś nieba sięgać mógł

Myślałem o mym dziadku
na tle chmurnego nieba
o tym czy wszystkie drogi
prowadzą tam gdzie trzeba
podniosłem z błota gwiazdę
a serce moje czuło
że coś pięknego we mnie
na zawsze się zepsuło

Spojrzałem w kosmos w górę ...

Dlaczego mi kłamaliście
kosmiczni rozbójnicy
niebo jest poszarpane
i leży na ulicy
znalazłem wczoraj gwiazdę
brudną i lepką jak gleba
chciałem ją niebu zwrócić
lecz nie dosięgnę nieba

Więc patrzę w kosmos w górę
i nadal widzę w niebie dziurę
to kara boska jest
za zadufany ludzki gest

Znalazłem wczoraj gwiazdę
gasnącą gwiazdę

Miłego wieczoru Państwu życzę. Szanownym Anonimowym Komentatorom – wytchnienia.
Może przy „Komecie”?:
... a już na pewno przy „Sarajewie”:

niedziela, 23 listopada 2014

Straszą, że słońce zgaśnie na zawsze



Miała być spokojna niedziela, ale się nie da. Po okolicy krążą jacyś, zapewne „zielone ludziki”, z hiobowymi wieściami. Głoszą otóż, że jeśli za tydzień burmistrzem zostanie pani Dorota Nowacka  to świat się zawali i nic nie będzie jak przedtem: drogi przestaną być odśnieżane, zgasną nieliczne latarnie, budowa kanalizacji zostanie przerwana i śmieci nikt nie wywiezie. Dzieci do szkół pójdą piechotą przez las, śniegi  i błoto, a w ogóle to najpewniej kury przestaną znosić jajka, krowy stracą mleko i słońce zgaśnie na zawsze. Mamy się przestraszyć i głosować jak gminna władza sobie marzy, bo lepszej być nie może i basta. 
Po 25 latach od pierwszych w Polsce wolnych wyborów znów górą intrygi, plotki, zastraszanie. Obrzydliwość. Nie ma sensu więcej się o tym rozpisywać. Zanotowałam jeno, z kronikarskiego obowiązku.
PS.
Niedawno w Gorzkim Polu pojawił się słup ogłoszeniowy, sfinansowany, oczywiście, z naszych podatków. Już służy - parafrazując Ludwika XIV: „gmina to ja”. Widok z obu stron.

piątek, 21 listopada 2014

A poza tym nic na działkach…


Oj, gorąca ta jesień na Naszym Poletku. Moje grafomaństwo rozpala Szanownych Anonimowych Komentatorów (serdecznie pozdrawiam!) do tego stopnia, że aż obawiam się, żeby ofiar w ludziach z tego nie było… Przepraszam, ale nie dla mnie analizowanie który Szanowny Anonim mniej anonimowy, a który bardziej mi  życzliwy czy niechętny. Serio i zwięźle: uważam, że Nasze (gminne) Poletko potrzebuje gospodarza lepszego niż dotychczasowy. Jest szansa, abyśmy wybrali lepiej niż w poprzednich wyborach. W zeszłą niedzielę 4839 osób głosowało za nowym burmistrzem, tylko 2969 za dotychczasowym.

Całe szczęście przed nami niedziela wyjątkowo wolna od wyborów. Na ten czas relaksu przypomnijmy sobie, jak śpiewała Barbara Krafftówna:

czwartek, 20 listopada 2014

2:0 dla myszy i kur


Mysia materia zajęła mnie już dawno, dwa lata temu, natychmiast po zamieszkaniu w Gorzkim Polu. Gdyśmy dopiero rozpakowywali się po przeprowadzce, wśród pudeł, worów i innych kartonów raźnie krzątało się już szare stworzenie, wyraźnie uradowane świeżymi dostawami… Tydzień z okładem trwało polowanie, nim pozbyliśmy się tego lokatora.

Później przez długi czas było zwyczajnie - pracowicie i sielsko, ale oto znienacka nadciągnął drób. Szczęśliwie, wysiłkiem gromady ludzi dobrej woli, półtoramilionową armię kur pani Swaryczewskiej udało się chwilowo odeprzeć.
I choć gdakanie ich teraz cichsze i z większej oddali, postanowiłam zachować czujność. Przydała się od razu, bo oto na poddaszu znów rozpanoszyły nam się myszy… Ile ich tam? – licho wie, choć sądząc po śladach mysiej działalności, musi to być liczna rodzina. Podjęliśmy wyzwanie, ale rezultaty mizerne. Na razie poległ jeden gryzoń, lecz wcześniej zdążył wezwać posiłki. Nasze myszy wciąż górą i wygląda na to, w naszym domu koniec listopada będzie gorący nie tylko za sprawą wyborów.

A kury, jak myszy, też mogą wrócić. Bo przecież jest jeszcze cała droga odwoławcza, a i burmistrzowi, jeśli pozostałby nim Michał Podsada, może się nagle odmienić. W programie wyborczym Michała Podsady brakuje zapewnienia, że nie musimy obawiać się fermy za miedzą. Dlatego przeganiając gryzonie wciąż myślę o kurczakach, gdyż groźniejsze o tyle, że stoją za nimi potężne interesy.


środa, 19 listopada 2014

O niczym pośrodku niczego


Poznaniak Antoni - światowy młodzieniec lat prawie 17, swe pierwsze odwiedziny u nas, w Gorzkim Polu, skwitował celnie: mieszkacie tu pośrodku niczego… Ujęła mnie bardzo ta syntetyczna ocena, a samo powiedzonko na stałe weszło do naszego domowego repertuaru. A Antoni bywa u nas często i chętnie, zażywając chwilowego schronienia przed zgiełkiem tego świata, który jakże go nęci ale i wyczerpuje. Pośrodku niczego to właśnie dom i sioło i jezioro i las i wieś.
Decydując się na przeprowadzkę wiedziałam, że będzie coś za coś, a z pewnych tzw. zdobyczy cywilizacyjnych wypadnie zrezygnować. Przychodzi mi to z coraz większą łatwością. Codzienny widok czapli uparcie wypatrującej ryb (o rzut beretem od sklepu p. Eligiusza), natarczywy klangor żurawi po sąsiedzku krzątających się wokół własnych spraw, „prywatny” dzięcioł na naszej brzozie, zapach drewna żarzącego się w kominku i wszystkie takie tam różności niedostępne mieszczuchowi, są mi nagrodą.
Gorzkie Pole z przyległościami czyli moje-nasze poletko jako miejsce do życia jest OK i w gruncie rzeczy wiele tu zmieniać nie trzeba. Bo taki, wyciągnięty po latach z piwnicy, rower-składak marki „Wigry 3” okazuje się tu niezawodnym mercedesem wśród rowerów. Bo taki ogon przez dzień cały merdający naszym psem mówi sam za siebie. Bo radiowy internet od pana Pietralika na głowę bije wszelkie miejskie neostrady. Bo sąsiedzi tu życzliwi i jakby mniej się spieszą. Takich „bo” jest mnóstwo, łącznie ze ś.p. sklepem pani Treumann (który tyle czasu niezawodnie zastępował nam odległe i anonimowe markety) i firmą „Frąckowiak” perfekcyjnie rozprawiającą się z zawartością naszego szamba.

Byłabym pierwszą naiwną, gdybym sądziła, że w tym azylu nie dopadnie mnie polityka. Bądźmy szczerzy: nie da się od niej uciec, a ja wcale nie próbowałam. Myślę bowiem, że nie da się godziwie żyć pośrodku niczego, jeśli się nie uczestniczy w sprawach dziejących się za progiem własnego domu. Stąd oczywista decyzja, że i ja muszę zbierać podpisy przeciwko kurzej fermie. Stąd pomysł kandydowania na radną. Stąd wędrówki po sąsiadach i rozmowy o tym co kogo boli i jak tym bolączkom zaradzić. Stąd moja internetowa aktywność na Naszym Poletku.
Wierzę, że z tej krzątaniny musi się coś dobrego urodzić. Przecież to dopiero początek.
Tymczasem krzepiące są dla mnie Państwa życzliwe gesty i ciepłe słowa. Jakże raźniej, gdy widać, że wcale nie jestem sama, choć zamieszkałam pośrodku niczego…

PS. W komentarzach znów pojawiły się nonsensowne zaczepki Pana Anonima. A więc niech to będzie jasne: mam swoją pracę i nie zabiegam o żaden gminny stołek. Przepraszam, nie znam lekarstwa na Pańskie obsesje.