Tak, tak, wiemy, wiemy, że Aleksander Fredro to literacki
odmieniec swojej epoki. W spektaklu wyeksponowano, mocną kreską zaznaczono
odrębność twórcy w kontekście epoki: Ty
się Olek z prawdą mijasz. Znany historycznoliteracki kontekst
narodowowyzwoleńczy powraca w kwestiach Seweryna Goszczyńskiego, obecnie
zapomnianego, mało znanego poety romantycznego. Przekonuje Fredrę, że naród trzeba
scalać w mitologii narodowej, w przekonaniu, że łączy nas duch dziejów, duch
narodu, tajemnicza siła drzemiąca we wspólnej narodowej historii: Duch w przeszłości siedzi, wszystko to ma być ojczystości
podporządkowane. Zarzuca hrabiemu, że odrzuca polskość w romantycznej
obudowie ducha narodu. Naród jest jeden,
ale niepodzielny – nieśmiało dopowiada Wincenty Pol i dodaje: twoje salony, to jakby polskie salony są, na
co Goszczyński odparowuje: Co ty, Wicek,
pierdolisz?
Tymczasem hrabia, niepokorny i krnąbrny „a właśnie, że na
ukos” polemikę próbuje żartem rozbroić, dzielnie znosi krytykę, że pornografię
pisze, że śmieje się, gdy płakać i cierpieć trzeba. Broni się przed zarzutami „prawdziwych”
Polaków – Goszczyńskiego i Pola, tłumacząc, że prawdę widzi w ludziach - w
idealistach, którzy stają się cynikami, w sielance zakochanych, którzy w
małżeństwie obrzucają się błotem i są dla siebie udręką. W kłamstewkach, obłudzie,
marzeniach, nadziejach, tęsknotach i tak dalej. Uniwersalnie i niestrudzenie
proszę Państwa, szuka prawdy o człowieku. Czy
ty wiesz, co znaczy prawdziwy, wściekły Polak – pyta retorycznie żona hrabiego
Aleksandra, i dodaje, że dla świętego spokoju trzeba coś o cierpieniu i Polsce
napisać.
Ładnie to, proszę Państwa, podane, w nowoczesnej formie, na
scenie obrotowej, uwspółcześnione, awangardowe. Zlepek scen, których osią
kompozycyjną jest biografia mistrza Fredry, wszystko to w rytmie ostrej
drażniącej muzyki, bo romantyczne kompozycje mistrza irytują. Fredro widziany
jest oczami mu współczesnych jako lewak,
Żyd, Ukrainiec, popierdółka, (a może i pedał),
bo nie poddaje się dyktatowi literatury i sztuki z misją narodową. Na samym
końcu pewna Pani w garsonce i z broszką, plecie trzy po trzy coś misji, o
zawojowaniu Europy, o powinnościach, o wielkości Polski – wszystko to kosztem
narodu, rzecz jasna – i wykrzykuje jak na wiecu robotniczym: narodzie, jeb się!
Sny o potędze wracają jak bumerang, historyczne kompleksy
uderzają w nasze codzienne życie, mitologia narodowa nas przerasta, a Fredro
się śmieje. Dlaczego ja o tym na poletku, co niby gminnym blogiem być miało? A
dlatego, że dzielą nas, mówią, że kto nie z nami, ten przeciw nam, plotą coś o
gorszym sorcie i zakamuflowanej opcji niemieckiej, i że w interesie innego
państwa występujemy. Ideologom zawsze będę mówić: nie. I zawsze będę mówić „nie”,
gdy polityka dzieli rodziny i przyjaciół. Dlatego się cieszę, że blisko nas, bo
raptem 25 km od Gorzkiego Pola, w samym centrum Gniezna, też tak mówią.