środa, 18 marca 2015

Wiosenne, wielkanocne i kukułcze

W taki wieczór ani zimny, ani letni
Po ulicach, po zaułkach i po placach
Spacerują sobie szpetni
Spacerują sobie szpetni (…) po swoich pracach
.
Trochę zgęziali, trochę zatroskani,  a jednak  z energią. Do przodu. Trochę więcej zmarszczek, widocznych zwłaszcza w wiosennym świetle, ale co tam.
Odczuwamy trochę kaca, że co było, to nie wraca
Jak ten kochaś, który zginął w sinej mgle.
Wiosna a więc odradzające się życie, do tego Wielkanoc i jajo – tego życia symbol… Tymczasem zmagamy się z jajem kukułczym, jakże realnym.
Śpiewam sama sobie tę piosenkę jadąc dawną krajową a teraz gminną drogą ( nr 5?), która ma milion łat we wszystkich odcieniach szarości. 
Zbudowana z rozmachem jeszcze za „komuny”, szeroka i dość wygodna. Nigdy nie przeszła gruntownego remontu i oto dogorywa. Zadanie reanimacji ustawodawca przerzucił na samorządy – Łubowa, Pobiedzisk, Swarzędza, nie dając na ten cel ani grosza. Nie dziwota więc, że lokalne władze, w tym nasza, protestują gromko. Przykładem spotkanie przedstawicieli kilkunastu samorządów z całej Polski zorganizowane w Pobiedziskach 16 marca. Jego owoc:  dwa listy  - apele. Pierwszy do Marszałka Województwa Wielkopolskiego, Marka Woźniaka, aby z dawnej „piątki” znów zrobić drogę wojewódzką, bo taka cały czas jej faktyczna rola. Drugi – do prezesa Trybunału Konstytucyjnego, prof. Andrzeja Rzeplińskiego, z argumentami, nad którymi uczeni w prawie mężowie pochylić się powinni przy rozpatrywaniu zasadności ustawowego „uszczęśliwiania” małych gmin nowymi, kosztownymi obowiązkami.
Licho wie, co z tych apeli wyniknie, ale walczyć trzeba i wspierać je, choćby dlatego, że po dwóch łagodnych, kolejna zima może pokazać pazury. Na „piątce” groźne dla wszystkich. I kosztowne, bardzo.
A przecież w naszej gminie pilnych wydatków mnóstwo. Mamy wiele dróg gruntowych wymagających stałej dbałości, a to kosztuje. Niepokoimy się, czy wykonawcy robót kanalizacyjnych wywiążą się należycie z obowiązku naprawienia zniszczeń dróg, które przy kładzeniu rur uczynili. Ba, marzymy o nowych drogach i bezpiecznych skrzyżowaniach.
Jeśli, w obliczu tej wielkiej polityki i mnogości wyzwań, wolno mnie, szarakowi, mieć jakieś własne marzenia, to będzie takie: marzę, aby nie zawalił się nasz mostek na rzece Głównej, ten zaraz za sklepem p. Eligiusza, na wjeździe do wsi Borowo Młyn i Gorzkie Pole. Jak się zawali – może być tragedia. Dosłownie i w przenośni, bo my - mieszkańcy tych wsi i okolic - możemy zostać odcięci od świata. Kiedyś ponoć stał tam znak mówiący, że mostek to o nośności 12 ton i ani grama więcej. Znaku jednak nie ma. Co dziwi tym bardziej, że pojazdów ciężkich i ciężko załadowanych pomyka nim dnia każdego wiele. A jak się jednak mostek zawali – nie będzie na kogo zwalić. Bo mostek to niby gminny a jakby bezpański. I jak w piosence: ugina się. Marzę więc, że ktoś przyjrzy się fachowo jego nadwątlonej konstrukcji i ustali, jakim pojazdom wolno tamtędy jeździć, aby pożyteczna ta budowla nie rozpadała się równie szybko jak asfaltowe łaty na „piątce” po każdej zimie.
Tymczasem, kibicując naszym w zmaganiach o pozbycie się garbu narzuconego samorządom, słucham sobie piosenek, pomykając raczej gładką, szarą, szeroką asfaltową „piątką” ciesząc się, że mamy fajną, mimo wszystko, drogę.
Z wiosną lat nam Agnieszko ubywa
Życie staje się prostsze
I pogodniej patrzymy na ludzi
I wracamy do starych miłości.


źródło: fot.tvn24.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz