niedziela, 5 kwietnia 2015

Niegdysiejsze zające

Świątecznie, słonecznie już, baby urosły w piekarnikach, jaja wiszą na furtkach, dekoracjach ogrodowych i w domach. Ruch barani i kurczaczy.
Odkąd zostałam mieszkanką gminy Pobiedziska, powiem szczerze i serdecznie, że przygotowania do świąt podobają mi się niezmiernie. Świąteczna krzątanina w miejscowości, która centra handlu ma dwa, w porywach trzy – jest piękna. Wszystko bez pośpiechu i zbędnej nerwowości. Odrobinę mnie niepokoi inwestor od Lidla, który ma przybyć na kolejną sesję Rady Gminy (jakoś boję się, że Lidl doprowadzi do zapaści lokalnych sklepikarzy). Sympatyków Lidla jest wszakże wielu, więc może być ciekawie…
W sklepie obuwniczym od sympatycznej Pani ekspedientki (centrum handlowe tj. pasaż przy Biedronce) dowiedziałam się, że pobiedziską (?) czy wielkopolską (?) tradycją jest przygotowanie koszyczka, w którym zając przynosi podarunek. Że w koszyczek – to wiem od dziecka. Tylko że u mnie, na Kaszubach, to ten zając właśnie niósł koszyczek. I jego, zajęczym, zadaniem było mieć koszyczek dla każdego dziecka… Ale że mieszkam tu – w moim miejscu na ziemi – z dwuletnim Franiem zabraliśmy się z zapałem do pracy: zdobyliśmy everesty możliwości plastycznych (przynajmniej moich) - śliczny tekturowy koszyczek suto ozdobiony przez Franka naklejkami. Jakoś nam 1,5 h przy tym zeszło. Zatem zajączek ma w co włożyć słodycze i jakiś drobiazg. Cieszę się, że tu, w naszej gminie, nowa świecka tradycja kupowania prezentów za kilkaset, czy więcej złotych, nie przyjęła się jakoś.
Piękne jest również tempo życia pobiedziskiego - tutaj nikt się specjalnie nie spieszy, wolnym krokiem spacerując można uciąć sobie pogwarkę ze znajomymi (ciągle się kogoś spotyka) i w normalnym tempie zdobyć wszystko, co do świąt potrzebne. Poznań pod tym względem straszył – tłok, przepychanka, czwarte piętro i znowu leć w ten hałas i tłum. Tu nie. Jeszcze zdążę cebulice zobaczyć, co kwitną jak arcydzieła za kościołem św. Michała.
Pobiedziska cechuje jeszcze jedno świetne zjawisko handlowe, zupełnie nie z „ formatu” tak charakterystycznego dla wielkomiejskich centrów. Uchowały się tu cudowne, niezwykłe, ukryte za banalną fasadą „Społem”, prawdziwe sklepy, w Poznaniu niemające już możliwości egzystować. Należy do nich zaopatrzona po sufit drogeria przy ul. Kazimierza Odnowiciela. Toż to istny „sklep cynamonowy”: tam jest wszystko - przetrwały dwudziestopięcioletnią zawieruchę relikty z poprzedniej epoki: znane tabletki na ból głowy  (producent nazywa je Kopiryną) czy pasty do podłóg w niezmienionych opakowaniach. Asortyment od Sasa do lasa. Pani zza lady uśmiecha się i podaje produkty. Nie można się tam za bardzo ruszyć, tyle tego!
Dla mnie święta w gminie Pobiedziska są prawdziwymi świętami. Jak w dzieciństwie. Od wczoraj pachnie świątecznymi potrawami, dom udekorowany jak Pan Bóg przykazał. Najlepszy z Mężów właśnie kroi sałatkę. Tymczasem ja tu poletkuję, a w głowie dźwięczy mi piosenka Ucisz serce w wykonaniu Magdy Umer. Jeden z filozofów, jezuita Karl Rahner, powiedział: „Jeżeli kiedykolwiek Bóg zostanie wygnany ze świata, tak że nawet jego obraz zostanie wymazany z umysłów ludzkich, przestaniemy być ludźmi i staniemy się zaledwie bardzo sprytnymi zwierzętami” Nie wiem, czy ta piosenka pasuje do powyższego cytatu, ale mi się jakoś zestawiają w tę Wielką Sobotę…:
Wielki Panie winorośli Stworzycielu gwiazd,
Proszą dzieci i dorośli, nie zapomnij, nie zapomnij nas
Ty, co gładzisz oceany i prowadzisz w dal bezpieczną
Spojrzyj też na nasze rany, na kołyskę i miasteczko

Rozesłano już kobierce w białym świetle szabasowych świec
Ucisz serce ucisz serce jedno z wielu serc
Ty, co złocisz łany zboża, mielisz mąki pył
Od pożaru i od noża chroń nas z całych sił (...)
Prawda, że to jest piękne? Wesołego Alleluja!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz