Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina
/Jeremi Przybora/
W ostatnim numerze „Pulsu
Pobiedzisk” Maciej Sytek mówi, że nie wie dokąd, jako gmina,
zmierzamy. W swoich wypowiedziach, niewątpliwie popartych obserwacją i
marzeniami o rozwoju, kilka zdań poświęca mieszkalnictwu. Mówi o budownictwie
wielorodzinnym w Pobiedziskach, ponieważ z naszej gminy mamy dobry dojazd do
Poznania, a od 2017, dzięki planom uruchomienia
komunikacji międzygminnej, także
do Swarzędza. Wspomina o zachęcaniu do osiedlania się, o zwiększeniu
liczebności miasta. Maciej Sytek zachęca też do dyskusji o inwestowaniu w gminę,
do szeroko pojętego dialogu społecznego.
Wywołana do tablicy, rozważam. Otóż dyskusyjny wydaje mi się
problem budownictwa wielorodzinnego. Oznacza to dla mnie, laika, np. że
deweloper zbuduje ileś tam bloków w szczerym polu, sprzeda mieszkania, dajmy na
to, po 3,500 tys. za metr kw. i pójdzie
w siną dal. Gmina zyska trochę pieniędzy z PIT, deweloper kupę pieniędzy, a
mieszkańcy tychże bloków zaczną wykładać słuszne roszczenia: drogi, chodniki,
ścieżki rowerowe, place zabaw, parkingi, szkoła, przedszkole, ośrodek zdrowia,
oświetlenie. Może się okazać, że koszty
budowy infrastruktury są wyższe niż pieniądze, które gmina w szerokiej
perspektywie może pozyskać.
Jest także inny aspekt. Kulturowo, być może, skończy się to
fiaskiem i odrębnym osiedlem, niezwiązanym emocjonalnie i obyczajowo z Pobiedziskami.
Czy mieszkańcy deweloperskiego osiedla będą tworzyć wspólnotę z mieszkańcami
Pobiedzisk? Czy może raczej będą traktować gminę jak sypialnię? Ten problem
bardzo wyraźnie występuje w sąsiednim Swarzędzu – coraz większej sypialni
Poznania.
Budowanie tożsamości jest stopniowalne. Wprowadziłam się na
Gorzkie Pole 3 lata temu, wiedziałam tylko gdzie są sklepy i z widzenia znałam
ich właścicieli. Teraz poznałam wielu mieszkańców wsi, bo chciałam ich poznać. Od
chciejstwa przynależność zależy. Poczucie tożsamości z Pobiedziskami, jako rodowita Kaszubka, nadal mam dwoiste, ale to tu mieszkam, tu jest moje miejsce. Tu,
w Pobiedziskach, dawno, dawno temu
urodziła się moja śp. Teściowa, tu w zamierzchłej przeszłości dziad mojego Męża
krzewił spółdzielczość (spod znaku „Zgoda” - dobry adres przy przedwojennej
ulicy Kazimierzowskiej), tu wreszcie urodził się mój Syn, który będzie mógł
mówić, że jest z „dziada pradziada”. Nie planuję się stąd wyprowadzać.
Czy nie lepiej pozwalać ludziom osiedlać się w sposób
naturalny? Ot, kupią sobie kawałek ziemi, wybudują domek i będą. W ten sposób powoli
zbudują tożsamość. Wtapianie się w kulturę i obyczaj gminny to proces. Na przykład w Poznaniu, tak zwane
„prestiżowe lokalizacje i strzeżone osiedla” prowadzą do kłopotliwej sytuacji dla
miejskiego magistratu. Zarobił deweloper, a miasto ma problem. System prawny
pozwala na spontaniczną, żywiołową i wręcz chaotyczną rozbudowę miast,
miasteczek i wsi. Władze muszą się pogłowić, by poprzez planowanie przestrzenne
nad owym żywiołem zapanować, tak by nie rodził kosztów i konfliktów
społecznych, a rozwój mieszkalnictwa służył całej społeczności. W Poznaniu mieszkańcy
deweloperskich enklaw nie czują się związani ani z osiedlem, ani z miastem, ani
z niczym. Napomykam tylko o tym w kontekście naszej gminy, która jest swojska,
mała, nadal turystyczna, rekreacyjna,
rolnicza. Jest tu przestrzeń, przyroda i cisza. O tym, wspomniany przez Macieja
Sytka Suchy Las czy Tarnowo Podgórne, mogą już tylko sobie powspominać i
pomarzyć...
Jaka ma być
ta nasza gmina? Uważam, że powinna zachować swój charakter przewidziany w
Gminnej Strategii Rozwoju. Kanalizacja, podobno najdłuższa w powiecie, bo aż
130 km, przygotowana jest także dla miejsc, które prawdopodobnie kiedyś zostaną
zamieszkane. W moim odczuciu powinniśmy unikać rozbudowy wielorodzinnej,
komercyjnej, bo zyskamy tylko iluś anonimowych mieszkańców w najprawdopodobniej
wynajmowanych mieszkaniach.
Ot, takie to bajdurzenie i radosna
twórczość, do którego mnie wywiad z Maciejem Sytkiem i niekończące
się dyskusje w mediach o uchodźcach natchnęły…