sobota, 16 lipca 2016

Mezalians Mieszka i Melpomeny

Rzadko zdarza mi się recenzować sztukę teatralną. A jednak podkusiło - i to w dodatku po spektaklu teatru ulicznego – chodzi tu o przedstawienie Millenium 50+. Początki Państwa Polskiego, który został przygotowany przez Teatr Ewolucji Cienia z Poznania oraz przez grupę amatorów z Lubonia i Pobiedzisk. Mieliśmy okazję je zobaczyć na pobiedziskim Rynku 28 czerwca.
W tym roku Dni Pobiedzisk trwały 10 dni. Imprezy rozpisane na wiele dni budzą uczucie wielkiego fetowania, wprawiają w stan luzu i dystansu, co sprawia, że zwalnia się tempo życia. Jednak wielodniowa impreza przygotowana w Pobiedziskach nie tylko miała być łatwa, lekka i przyjemna. Oprócz reaktywacji kina letniego spodobało mi się, że podczas tego swoistego karnawału dla młodych i starych, znalazło się miejsce na przypomnienie historii w sposób niebanalny, w formie widowiska ulicznego. Kuglarze naszych czasów przygotowali spektakl finansowany przez Urząd Miasta Poznania i Powiat Poznański. Projekt przygotowała Fundacja Wspierania Twórczości Niezależnej z Poznania i Ośrodki Kultury z Lubonia i Pobiedzisk. Próby, z tego czego się dowiedziałam, także były niebanalne. Żeby takie przedstawienie zorganizować, potrzebni byli aktorzy z odległych miejscowości. Dla reżyserki tego spektaklu, pani Wioletty Dadej było to zadanie karkołomnie – osobno ćwiczące grupy amatorów i kilka wspólnych prób.
Spektakl przypomina nam - mówiąc trywialnie - skąd jesteśmy, po co weszliśmy do Europy i po cośmy dołączyli do cywilizowanego Zachodu. Pytanie zadane wielokrotnie m.in. w sztuce Paula Gaugaina - „skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy”, wybrzmiało także na pobiedziskim Rynku, bo - uderzając w patetyczne tony - kimże jesteśmy w świecie bez świadomości historycznej?
Teatr Ewolucja Cienia przypomniał rolę Chrztu Polski i wystawił złożone, niejednoznaczne przedstawienie traktujące o początkach naszej państwowości. I w moim odczuciu właśnie ten przejaw był dominujący. Przyjęcie chrztu i małżeństwo z Dobrawą wpisało nasz naród w Europę, jej kulturę, strukturę a nawet kulinaria (zaczęto stosować w kuchni Mieszka I oliwę, chleb i wino, co jest początkiem tradycji kuchni śródziemnomorskiej). Scena z wagą, na której Mieszko I „waży opłacalność” chrześcijaństwa, przypomina, że religia i polityka od 1050 lat się splatają, (co obecnie jest powodem wielu konfliktów społecznych i rodzinnych), zaś przyjęcie chrztu to konieczność dziejowa, nic nie mająca wspólnego z głęboką wiarą i duchowym przygotowaniem. Mieszko I ubolewa, że nie będzie mógł sprzedawać niewolników, bo to obyczaj ( jakże opłacalny!) ale nie do przyjęcia według norm (oficjalnych) zachodniej Europy. Spektakl ukazuje zimne kalkulacje władcy Mieszka I, który wzniósł się ponad własne egoizmy i marzenia, kompleksy i inne sny o potędze nijak mające się do realiów . Był władcą, dla którego obecność i znaczenie w Europie jest fundamentem istnienia państwa polskiego.
Drugim ciekawym wątkiem było wyeksponowanie roli rytuału i ukazanie tej nieokiełznanej , dzikiej natury. Akt oddawania czci Światowidowi to pretekst, by dyskretnie pokazać drzemiący w nas kult Dionizosa – dzikość serc, bakchiczność, potrzebę szaleństwa, oraz większą niż strach, potrzebę wspólnoty i świadomego dynamicznego, tanecznego uczestnictwa w misterium.
I tak oto wzięłam się za komentarz - recenzję sztuki teatralnej. Bo zawsze kołacze mi w głowie biblijna przypowieść o talentach. Każde działanie to wielkie wydarzenie. Przysłowiowy talent jest po to, by go pomnażać. Podobało mi się, że spektakl miał wielu statystów, wielu aktorów - szczególnie dominowali naturszczycy. Zaimponowała mi liczba osób biorących udział w spektaklu i determinacja lokalnych artystów. Wszak żyjemy po to, by dać siebie innym, siebie zaś, rozwijać. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz