środa, 31 grudnia 2014

Coś na kaca

Siedemnastoletni  (od wczoraj) światowy młodzieniec Antoni od paru godzin świętuje powitanie Nowego Roku hen, w Poznaniu, na „domówce”. Nie zauważyłam nawet, kiedy niegdysiejsze „prywatki” poszły sobie do lamusa.  Ale nie u nas. Nie zgadzam się na żadną „domówkę”. Śpiewał Piotr Gąsowski: „gdzie się podziały tamte prywatki, niezapomniane?”, i ja się rękoma i nogami pod „prywatką” podpisuję. „Domówka” jest  nie z mojej bajki. A w ogóle to cieszę się, że tego wieczoru nie muszę nigdzie gnać, wdziewać plastikowych rajstop, szpilek na zbyt wysokim obcasie, obsypywać głowy konfetti czy innym brokatem.
Nasza mała prywatka w gorzkopolnej aurze  rozpoczęła się dość wczesnym popołudniem wyprawą po ostatnie tegoroczne zakupy. I tu same radości: capnęłam ostatnie parówki w „Koziegłowach” na Rynku w Pobiedziskach,  po „promocyjnego”  grzańca poleciałam do Polo, a fajerwerków i serpentyn nikt nie zdołał mi wmówić. Radość numer 2 to pies bezproblemowo zżerający „coś tam” od weterynarza na ukojenie psich nerwów w okolicach północy. Sukcesem największym, można powiedzieć : sylwestrowym hitem, była dziś jednak akcja „wycinka”. Przepiękne brzozy rozpanoszyły się zanadto na naszej cichej (o ile psi nie ujadają) uliczce. Drzewa musiały pójść pod topór. Z duszą na ramieniu obserwowałam ekipę dziarsko walczącą z siłą natury. Drzewa powalone w mig i żadnych ofiar w ludziach, sprzęcie i okolicznych domach tudzież płotach. Zmrok zapadał, drzewo samo się nie posprzątało, a my refleksyjnie rozpoczęliśmy wieczór sylwestrowy. Jest spokojnie, ciemno i jakoś uroczyście.
Tak tu sobie leniwie i sielsko kończymy rok i byłoby weselej, gdyby nie wiadomość sprzed paru dni, że na zawsze odszedł jeden z pionierów, Pan Paweł Widelicki. Pamiętam naszą długą rozmowę, kiedy to ustawialiśmy pionki na szachownicy tego świata i kiedy opisywał Borowo Młyn i Gorzkie Pole sprzed 50 laty. „Pani, ja mógłbym książkę napisać, o tym miejscu” – zapewniał, i wierzę, że mógłby.  Tu, gdzie teraz piszę kartkę do pamiętnika poletkowego, rosło PGR-owskie zboże. .. Jeszcze przed chwilą, jakże miło, siedziało się z Panem Pawłem nad brzegiem jego stawu, gdzie młodzieniec Antoni moczył kij z nadzieją na karpia, wyławiając karasie – przysmak kotów włodarza. Żegnamy, Panie Pawle, sylwestrową nocą, na „prywatce” cichszej niż to bywało.

…A tu jakoś żyć trzeba i się wciąż się chce. Serdecznie życzę Państwu, wszystkim bliskim i dalszym Sąsiadom, Dosiego 2015 Roku!  Spotkajmy się na Naszym Poletku w komplecie i dobrej formie znów za rok. Bo ten nadchodzący, wierzę, będzie dla nas wszystkich dobry. Tak jak wierzę,  na dobry początek, że siedemnastoletni Antoni nie powita go kacem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz